To bez dwóch zdań jest powieść z kluczem. Jeśli ktoś ten klucz zna, będzie mieć dużą frajdę z lektury. Tylko niektóre z występujących w książce postaci, co do zasady już nieżyjące, występują pod własnym imieniem i nazwiskiem. Jeżeli ktoś nie rozpozna pozostałych, portretowanych w książce osób, ale przynajmniej pamięta jeszcze lata dziewięćdziesiąte i ma blade pojęcie o polskiej kinematografii tamtych czasów, też będzie czytać z zaciekawieniem. Do czasu.
Jednak, jeśli całkiem nawet dowcipne przepychanki słowne polskich filmowców przed trzydziestu laty kogoś niewiele obchodzą, to będzie mieć problem. Najpóźniej w połowie książki może się zirytować i zapytać: no dobrze, ale gdzie ten obiecany kryminał?
Anegdotki o hollywoodzkich filmowcach? W porządku. Przypominanie muzycznych hitów tamtych lat? Też fajnie. Naigrywanie się z Krzysztofa Kieślowskiego, a raczej międzynarodowego sukcesu jego filmu „Niebieski”? Oj, nieładnie. Też żałuję, że Kieślowski zrobił w Polsce kilka świetnych filmów i za granicą nikt tego nie zauważył, a wystarczyło tylko, że nakręcił przyzwoity zaledwie film we Francji i od razu odniósł międzynarodowy sukces. Ale, czy takie żale należy wylewać w kryminale, który zupełnie czego innego dotyczy? Jaki to ma wpływ na akcję, panie scenarzysto/pisarzu/reżyserze? Ponarzekać można sobie gdzie indziej. Fejsbuki bardziej się do tego nadają.
Wielbiciele kryminałów nie mają tu czego szukać, intryga jest wątła i na pierwszy plan wybijają się barwne opisy środowiska filmowego i miłosne podboje bohatera. Cztery kobiety budzące żywe zainteresowanie w ciągu miesiąca, nie licząc żony w trakcie rozwodu, to imponujący wynik. Intryga kryminalna jakoś tam zostaje rozwiązana, i chociaż poszukiwanie odpowiedzi na pytanie: „kto zabił”, i czy w ogóle zabił, mobilizuje nas do dobrnięcia do końca, to szybko się orientujemy, że przecież nie o to chodziło.
Wielbiciele twórczości Juliusza Machulskiego, a zwłaszcza jego wczesnych filmów, powinni być bardziej usatysfakcjonowani lekturą, ponieważ nie da się przeoczyć, że narrator występuje w roli alter ego reżysera. Oczywiście, trzeba mieć świadomość, że jest to alter ego bardzo dobrze wykreowane. Na tym w końcu polega fikcja literacka. Wśród tej fikcji bardzo szczerze brzmią refleksje głównego bohatera - scenarzysty: „I zawsze ogarnia mnie smutek, kiedy uświadamiam sobie, że na świecie są jednak ludzie prawdziwie utalentowani, a ja do nich nie należę. Jeśli niektórzy uważają, że jestem dobry, to tylko dlatego, że w rodzimej kinematografii jestem trochę w sytuacji raka na bezrybiu. Są po prostu gorsi ode mnie.” Dlatego podwyższam ocenę, bo też mi się smutno zrobiło, że są inni, bardziej utalentowani recenzenci.
Zastanawiałam się długo, jaki jest cel zamieszczenia na końcu książki scenariusza filmu „Torsje”, o którym wzmianki pojawiają się wielokrotnie w powieści. Ponieważ nie znam klucza, mogę domyślić się tylko jednego powodu. Scenariusz filmu, inspirowany „Wściekłymi psami” Quentina Tarantino musi być ważny dla autora, a ponieważ nie udało się zrealizować na jego podstawie filmu, może chociaż w ten sposób treść dotrze do swoich odbiorców. I jako ciekawostka jakoś się to broni. Jako scenariusz już niekoniecznie.
Jedna z bohaterek zwraca jego autorowi uwagę, że bohaterowie filmu zachowują się nieprawdopodobnie i „Pan Bóg scenarzystów” za często schodzi z nieba, żeby im pomóc. To prawda, mogłabym dorzucić jeszcze kilka niewymienionych zdarzeń. Największą jednak słabością tego scenariusza jest to, że nie wybrzmiewa jego przesłanie. Według eksplikacji zamieszczonej na końcu książki, miała to być „historia kryminalna z morałem”, film „kryzysie wartości i wszechogarniającym egoizmie, a także o przyjaźni i solidarności”. Przyjaźni tam nie ma, bo bohaterowie w ogóle nie zostali przedstawieni, więc skąd mamy wiedzieć, że łączy ich przyjaźń? Nie znamy stawki, o którą toczy się gra, więc solidarności trudno się domyślić, a kryzys wartości i wszechogarniający egoizm, to klisze, które można dopisać do każdej eksplikacji.
Dobrze, że jednak nie powstał ten film i życzę autorowi, żeby „Vinci II” był lepszy, nie tylko lepszy niż ten scenariusz, lecz również niż część pierwsza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz