Kolejna, po "Tajemnicy morderstwa w Windsorze", udana przygoda z agencją detektywistyczną Jej Wysokości Elżbiety II.
Początek wydaje się trochę wolno rozwijać, ale zachowajcie cierpliwość, wszystkie wydarzenia, nawet te z pozoru nieistotne, znalazły się tam w konkretnym celu.
Klimacik – jest.
Dopracowana intryga – jest.
Zagadka dla szarych komórek – jest.
Atmosfera królewskiego dworu – jest.
Sympatyczni bohaterowie – są.
Przemocy, wywlekania flaków, seksu, wulgaryzmów – nie ma.
I nie trzeba śledzić kolejności tomów w serii.
Na pewno przeczytam kolejną część, więc drogie Wydawnictwo Kobiece, tym razem tylko uprzejmie się oburzam, ale jak znowu znajdę takie kwiatki, to zwrócę mój egzemplarz książki jako wadliwy. No weźcie i nie żałujcie na korektę i redakcję. Tę książkę akurat czytają ludzie, którzy zwracają na takie szczegóły uwagę. Ja wiem, młodzieży się wydaje, że język angielski jest taki demokratyczny, bo do każdego, można się zwrócić „na ty”. Tylko, że „you” może mieć wiele znaczeń. Książę Filip na pewno nie zwróciłby się do urzędującej pani premier „weź i zrób”, podobnie jak pani premier nie ośmieliłaby się wyrazić w ten sposób w rozmowie z księciem. W tym wypadku „you” tłumaczy się „pani premier” albo „wasza wysokość”. No chyba, że znają się z piaskownicy, ale to raczej nie ten przypadek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz