Zasadniczo, to nie jest thriller, bo zagrożenie jest równie wątłe, jak trup i niespecjalnie da się uwierzyć, że coś złego bohaterom może się przytrafić.
To nawet nie jest powieść szpiegowska, mimo tego, że wszystko ku temu zmierza.
Nie jest to również powieść obyczajowa, chociaż wątek osobisty (choroba detektywa), wprowadzony już na samym początku mógłby sugerować, że na tym właśnie skupiać się będzie autorka.
Jednak, gdy się zliczy te wszystkie „czym ta książka nie jest”, o dziwo, wychodzi mieszanka całkiem strawna, a to z powodu zakończenia, które przynosi satysfakcję czytelnikowi. To prawda, jest może zbyt „melodramatyczne”, jak na kryminał, ale co mi tam, w końcu nawet kryminały mogą czasami pozwolić odetchnąć od zbrodni. Zaskoczenia wielkiego nie ma, ale niespecjalnie mi to przeszkadzało.
Po niewypale „Farma pereł”, w której autorka postanowiła dorównać w liczbie głupot na stronę swojej koleżance Camilli Läckberg ("Złota klatka"), chyba zmuszona przez wydawcę aby zdobyć mniej wymagającego czytelnika, otrzymaliśmy książkę całkiem przyzwoitą. Całe szczęście, że Marklund nie poszła drogą czystej komercji. Tomy nowej serii rozpoczynającej się „Kręgiem polarnym” (pierwsza część jednak lepsza, z ciekawą, zaskakującą zagadką kryminalną i mocną warstwą historyczno-obyczajową) łączą się miejscem akcji (szwedzkie zadupie gdzieś na dalekiej północy) i niektórymi bohaterami, których losów nie trzeba jednak śledzić chronologicznie.
Szacun dla pani Marklund, że nie dała się zawojować wolnemu rynkowi, nie zamieszcza seksfotek na fejsbukach i wciąż troszczy się o swoich starych, wiernych czytelników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz