„Wielki wąż” rozłożył mnie na obie łopatki.
Uwielbiam kryminały i thrillery Lemaitre’a, więc oświadczenie pisarza, że już nie będzie pisał książek w tych gatunkach bardzo mnie zmartwiła (jego „poważną” powieścią „Do zobaczenia w zaświatach” już się tak nie zachwycałam). Na pocieszenie autor wyciągnął z szuflady debiutancki kryminał, który napisał prawie 30 lat temu i dopiero teraz zdecydował się go opublikować.
Oczywiście, swoim zwyczajem, jeszcze przed lekturą zaczęłam zastanawiać się, dlaczego tak się stało, i niecnie podejrzewać, że może powody były te same, co w przypadku pierwszych powieści Marka Hłaski czy Harper Lee – tamte książki po prostu nie nadawały się do druku. O, jakże się myliłam!
„Wielki wąż” jest książką doskonałą. Już w debiucie widać wszystkie mocne strony autora. Mamy więc niezwykle oryginalny pomysł: historia opowiedziana jest w głównej mierze z punktu widzenia zawodowego zabójcy, którym jest… „stara, gruba baba” (to słowa autora), działająca w czasie wojny w ruchu oporu, z początkami demencji. Starzenie się, nie tylko głównej bohaterki, odgrywa w tej książce prawie tak ważną rolę, jak intryga. Spotkaliście gdzieś coś takiego w jakimś kryminale?
Intryga też jest perfekcyjna. Autor co chwila serwuje nam takie zwroty akcji, i takie sprytne zmyły, że aż czasem trudno uwierzyć, że można było coś takiego wymyślić. Chyba w przypływie jakiegoś natchnienia albo na dużym haju. Ale wszystko perfekcyjnie jest obmyślane i dopina się na wszystkie guziki.
Postać głównej bohaterki odbiega od wszelkich norm. To osoba, z którą czytelnik nawet nie próbuje się utożsamiać, ale mimo wszystko, nie potrafi też jej potępić, bo za bardzo jej współczuje.
Napięcie emocjonalne utrzymuje stały, wysoki poziom, a im bardziej zbliżamy się do końca, tym bardziej staje się jasne, że wszystko musi zmierzać do katastrofy, ale katastrofa katastrofie nierówna. Do czego to wszystko doprowadzi? W tej dziedzinie również autorowi udaje się czytelnika zaskoczyć.
Ta książka jest perfekcyjna. Nie ma się czego wstydzić. Dlaczego więc autor nie zdecydował się na jej publikację 30 lat temu? Może kilka wydawnictw ją odrzuciło i się zniechęcił? Albo to tylko ściema wydawcy, dla przyciągnięcia uwagi: autor nie będzie już pisał kryminałów, ale właśnie cudem jeden się odnalazł. Może inne kiedyś też się odnajdą?
A może Lemaitre uznał, że napisał książkę wyprzedzającą swój czas i się przestraszył? Moda na pozytywnych/negatywnych bohaterów przyszła dopiero wraz z serialami „Dexter”, „Breaking Bad” czy „House of Cards”. Chociaż nie… w podobnej konwencji pisała wcześniej Patricia Highsmith („Utalentowany pan Ripley”), a zupełnie na poważnie Andre Gide w „Lochach Watykanu”. Nie wiem. Tej zagadki nie odgadnę.
Jeżeli szukacie w literaturze czegoś, co wami wstrząśnie, przeczołga i zaskoczy oryginalnością pod każdym względem, nie możecie przeoczyć „Wielkiego węża” Lemaitre’a. Nie wiem, czy to nie jego najciekawsza książka.
Motyw starzejącej się bohaterki, w dodatku z alzheimerem był u Ilarii Tutti, ale nie polecę Ci tych książek, o ile pierwszy tom był znośny, to drugi był jakby pisany przez inną osobę, stylistycznie nieznośny i z jakimiś dziwnymi wtrętami ezoterycznymi - tak czasem teraz robią jak nie mają pomysłu jak wyjść z fabularnego ambarasu.
OdpowiedzUsuńNo to nie będę czytać. A czy tam też bohaterka była seryjną morderczynią?
Usuń