Małgorzata Starosta pozytywnie mnie zaskoczyła. Zaczęłam kiedyś czytać jakąś jej komedię kryminalną i szybko zrezygnowałam. Na pierwszych kilkunastu stronach nie znalazłam niczego, co by mnie zachęciło do dalszej lektury. Odniosłam wrażenie, że w tym słowotoku chodzi tylko o to, żeby popisać się umiejętnością tworzenia grepsów, które w stosowane bez umiaru mają skutecznie zamaskować brak treści.
Z „Nie słyszę cię, kochanie” było inaczej - książka wciągnęła mnie od pierwszej strony. Sięgnęłam po nią, bo spodobał mi się opis, w którym bohaterka „budzi się i nagle uświadamia, że straciła słuch. I że nie pamięta, co stało się w jej domu poprzedniego wieczoru. Zaraz potem w jej życiu rozgrywają się dziwne zdarzenia (…)”
Fabuła logiczna, intryga precyzyjnie obmyślona, dramaturgia nie siada, przez cały czas kibicujemy bohaterce. Zagadka coraz bardziej się komplikuje, ale w końcu zostaje sensownie wyjaśniona i zaskakuje tak jak trzeba. Zakończenie może odrobinę przekombinowane, ale daje się przełknąć. Postaci wiarygodne psychologicznie, na tyle, na ile to jest potrzebne w thrillerze. Autorka nie skupia się wyłącznie na tym „żeby było śmiesznie”, tylko żeby trzymać nas w napięciu i to wychodzi książce na dobre.
Jest tylko jedna rzecz, która mnie drażni, a ponieważ wymagam od autorów, żeby książki były przemyślane w każdym calu, muszę obniżyć ocenę. Małgorzata Starosta nie popracowała wystarczająco nad formą i odpuściła sobie wiarygodność na bardzo ważnym polu. Bohaterka po utracie słuchu porozumiewa się z otoczeniem przy pomocy pisanych ręcznie karteczek. To wielka uciążliwość. W takich sytuacjach pisze się krótkie, kilkuwyrazowe komunikaty, a nie wielostronicowe wypracowania. Nikt na dłuższą metę by tego nie wytrzymał, nie wspominając już, że taka konwersacja zajęłaby zbyt dużo czasu. A wszyscy nasi bohaterowie muszą sobie z tym dawać radę, przez całą powieść, bo im autorka tak przykazała.
Jeśli więc przymkniecie oko na tę ściemę, będziecie mieć całkiem przyjemną lekturę. A mnie, jak zwykle szkoda, że mogło być bardzo dobrze, a wyszło tak sobie.
Bardzo dziękuję za obszerną i merytoryczną recenzję.
OdpowiedzUsuńA ja dziękuję za podziękowania, bo to bardzo nietypowe, że autor nie obraża się za słowa krytyki (na szczęście pochwał też trochę było ;-) )
OdpowiedzUsuń