GDYBY PAN SAMOCHODZIK BYŁ KOBIETĄ
I ty możesz zostać Indianą Jones’em. Albo Robertem Langdonem. Albo Panem Samochodzikiem. Do wyboru. Jeśli tylko masz w sobie coś z Piotrusia Pana, kochasz przygodę i rozwiązywanie zagadek z przeszłości – ta książka jest dla ciebie.
Izabela Szylko znów zaskakuje. Zaczyna się to jak komedia romantyczna, ale nic bardziej mylnego. Nasz bohater wprawdzie wplątuje się w aferę przez skłonności do płci pięknej, ale jego wybranka okazuje się osobą o wiele bardziej skomplikowaną, niż można to sobie wyobrazić.
Czyta się tę książkę jednym tchem. Autorka już niejednokrotnie udowodniła, że potrafi opowiadać historię tak, że kartki przewracają się same, i nie można się doczekać, co będzie dalej.
W książkach Izabeli Szylko lubię także to, że bardzo łatwo mi się utożsamić się z bohaterami. Są to zwykli ludzie, tacy jak ja, tylko wplątani w niezwykłe okoliczności, którym muszą stawić czoła. To ludzie, których da się lubić. Tym razem również, chociaż narracja prowadzona jest przez mężczyznę, nie miałam żadnych kłopotów, aby wcielić się w Jerzego i razem z nim i Alicją poszukiwać zaginionej księgi rękopisu De Revolutionibus Kopernika.
„Poszukiwacze siódmej księgi” to lekka powieść sensacyjno-przygodowa, z dużą dozą humoru. Trochę starsza „młodzież” będzie miała z lektury więcej zabawy, bo czytelne dla niej będą wszystkie kody kulturowe, do których nawiązuje autorka. Na przykład słynny kwadrans po nieparzystej. Młodsza młodzież już tego nie kuma, ale na szczęście, zostanie im wyjaśnione o co chodzi.
Jak zwykle u Izabeli Szylko, znajduję w tej książce również wartość dodaną. To nie tylko dobra rozrywka, ale źródło rzetelnej wiedzy o Koperniku i jego czasach, podanej w bardzo przystępnej formie. Od razu uspokajam: autorka nie ma skłonności do lania wody. Nie przynudza, nie wrzuca niepotrzebnych opisów tylko po to, aby sztucznie zwiększyć objętość książki, bo nie ma pomysłu na rozwój fabuły. Podaje tylko informacje niezbędne do rozwikłania zagadki, więc można bawić się jej rozwiązywaniem razem z bohaterami.
Ta książka ma jeszcze jedną zaletę. Po jej przeczytaniu aż się chce ruszyć w Polskę śladami Kopernika. Chyba mam pomysł na tegoroczne wakacje. I już się cieszę na kontynuację, bo powieść kończy się w momencie, gdy czas na nową przygodę.
Jeżeli przeczytacie tę książkę i uznacie, że z oczywistych powodów miałam prawo być nieobiektywna, to w pewnym sensie będziecie mieli rację. Miałam prawo. Ale nie byłam. No i cóż ja zrobię, że ta książka bardzo mi się podoba, a Czesiuchnę pokochałam od pierwszego wejrzenia?
Mocne 4/6. Pierwszy minus: Manchester City nie mają ksywki The Blues (to Chelsea). Rozumiem, że autorka się nie zna, ale przez redakcję taki babol nie ma prawa przejść. Drugi minus za... końcówkę. Z prędkością karabinu zaczęły się pojawiać nowe fakty i tropy. Gdzieś na 40 stron przed końcem było tego po prostu za dużo dla mnie... Zmęczenie materiału.
OdpowiedzUsuńda_markos
Może Chelsea też jest niebieska, ale MC na 100%. Aż sprawdziłam w Wikipedii. Widać komu kibicujesz ;-)
UsuńJa tam wolę, kiedy akcja jest za szybka, niż kiedy się wlecze. Autorka przynajmniej nie nadmuchuje sztucznie książki opisami i dywagacjami, które nic nie wnoszą.
Sorry, poprzedni komentarz mi wszedł anonimowo, ale to byłam ja, Rudolfina.
OdpowiedzUsuńOk. Zwracam honor - zgooglowałem. MC też mają ksywkę m.in. "the blues". To pytanie do kibiców angielskich, kto jest dla nich tak na prawdę "the blues". Co do zakończenia, to podrzymuję moje "znurzenie" dynamiczną akcją. Jednak, żeby nie było - to jest cały czas bardzo dobra książka, z bardzo dobrym pomysłem i dobrym piórem. Na prawdę to taki "Samochodzik" przeniesiony o 4 dekady.
OdpowiedzUsuńNikt nie jest doskonały ;-)
OdpowiedzUsuńDostałam właśnie pdf z drugą częścią do recenzji. Tam to dopiero jest akcja ;-)
ooo to na kiedy przewidywana jest 2 część?
OdpowiedzUsuńJakoś tak pod koniec września. Jest nawet lepsza, niż pierwsza. Bardziej sensacyjna, niż przygodowa.Ale nie ma Czesiuchny :-( :-(
OdpowiedzUsuń