TO LUBIĘ – RZEKŁAM – TO LUBIĘ
I znów udało mi się odkryć autorkę, z którą już po przeczytaniu pierwszej książki chciałabym się zaprzyjaźnić. Od razu sprawdziłam, że wydano w Polsce tylko dwie jej książki, więc siłą rzeczy przyjaźń zanosi się na krótkotrwałą. Ale może chociaż rozczarowań będzie mniej.
Klevisowá pisze tak, jak lubię. Intryga jest bardzo dobrze przemyślana, każde elementy układanki do siebie pasują i są potrzebne, fałszywe tropy pojawiają się kiedy trzeba. Historia kryminalna odgrywa zasadniczą rolę, ale równie ważna, nie wiem czy nie ważniejsza, jest warstwa obyczajowa. Autorka jest mistrzynią w opisywaniu relacji międzyludzkich. Każda z pojawiających się w książce postaci żyje własnym życiem, jest barwna i prawdziwa do bólu oraz wzbudza emocje (każda różne, to też zaleta).
Książka ta przypomniała mi powieść innej czeskiej autorki, Radki Třeštikovej - „Osiem”. Tam też warstwa obyczajowa była doskonała, tylko kryminału było znacznie mniej. W „Krokach mordercy” mamy porządnie skonstruowaną zagadkę, której rozwiązywanie razem z detektywami sprawia satysfakcję. Wprawdzie zasadnicza akcja rozkręca się dopiero w drugiej części, bo autorka zastosowała zasadę Agathy Christie – nic tak nie ożywia akcji, jak drugi trup - ale wcześniej było na tyle dużo innych smaczków literackich, że zupełnie mi to nie przeszkadzało.
Do plusów należy też dodać niesztampowe postaci głównych detektywów i niezobowiązujący czeski humor, który nadaje tej powieści lekkości.
Podnoszę ocenę o jedną gwiazdkę dlatego, że autorce naprawdę udało mi się wywieść mnie w pole. I to wcale nie klasycznie, czyli osobą zabójcy, bo w pewnym momencie (bez obaw – na tyle późno by nie odebrać czytelnikowi przyjemności z zabawy) zakończenie zaczęło się robić oczywiste. Zostałam zaskoczona kompletnie nieprzewidywalnym zwrotem akcji, a konkretnie, nie spodziewałam się takiego kandydata na drugiego trupa. Trochę nawet zrobiło mi się żal z tego powodu (nie, dlatego że nie przewidziałam, tylko że to ta właśnie osoba), ale cóż, inaczej ta historia byłaby o wiele mniej zajmująca.
Mam nadzieję,
że autorki nie dopadnie „klątwa drugiego tomu”.
Do tej pory wystarczyło mi maksymalnie 100 stron tekstu, aby przekonać się, że dalsze czytanie książki jest zbędne. ,,Kroki mordercy,, to mój rekord, bo potrzebowałem aż 274 stron. Nie chcę dalej czytać, przestało mnie interesować wyjaśnienie zagadki kryminalnej. Dlaczego ? Ten kryminał Michaeli Klevisovej, a właściwie powieść obyczajową, zasiedlają - z małymi wyjątkami - wyjątkowo podłe kreatury, i gdy jedna z tych nielicznych budzących sympatię nagle z powieści się ulatnia... Cóż, okazuje się, że to jednak ten wątek obyczajowy trzymał mnie przy tekście, a nie ten kryminalny, i ten świetny, i jakże gorzki opis stosunków małżeńskich, rodzinnych i międzyludzkich, i to nawarstwianie kłopotów wokół głównej bohaterki, i ta moja ciekawość jak z nich wybrnie... Tak, to była powieść obyczajowo-psychologiczna z wątkami kryminalnymi do tego czasu ( 274 strona ). A swoją drogą, to dziwne są te stosunki międzyludzkie i międzysąsiedzkie w czeskim społeczeństwie ( to ten czeski humor ? ), ta bezpośredniość, złośliwość, zawiść, materializm, wścibstwo, egzaltacja. Trochę przypomina to w tej właśnie materii, angielską prowincję w powieściach Agathy Christie.
OdpowiedzUsuńOoooo...jakże mi przykro. Ja też byłam zawiedziona, że autorka uśmierciła osobę, z którą wiązałam wielkie nadzieje, ale jednak doczytałam do końca z ciekawości. Faktycznie, rozwiązanie zagadki można uznać za sprawę drugorzędną i sobie odpuścić, ale warstwa obyczajowa się broni do końca. Moim zdaniem.
OdpowiedzUsuń