Jeżeli macie sentyment do pierwszych powieści Marka Krajewskiego, a do ostatnich już niekoniecznie, to ta wiadomość na pewno was ucieszy. Wydaje się, że pojawił się godny zastępca pana Marka. Jest to wiadomość jednocześnie i dobra, i gorsza. Dobra, bo możemy znów zanurzyć się w soczystym językiem snutą opowieść, znowu urzekają klimaty niemieckiego Dolnego Śląska (akcja toczy się niedługo po zakończeniu I wojny światowej), możemy spacerować ulicami Kłodzka, jakbyśmy sami tam wtedy byli i połykać akcję haustami, nie mogąc się doczekać, co będzie dalej.
Ta gorsza wiadomość wynika, niestety, z konstatacji, że to wszystko, chociaż świetne i dorównujące poziomem pierwszych opowieści o Mocku - już było, że analogii z twórczością Marka Krajewskiego nie da się uniknąć. I tu pojawia się, na szczęście, refleksja trzecia. Nie ma co czepiać się autora, który po prostu publikuje w czasach, kiedy trudno odkrywać nowe lądy. Wydawcy przyzwyczajają nas przecież, żeby nie wymagać zbyt wiele. Krajewski teraz pisze na akord, więc przestałam czytać jego książki. Może przynajmniej kolejne powieści Duszyńskiego będą dopracowane tak, jak „Glatz”.
Dlatego nie chwalę pierwszej części serii o Kłodzku z takim entuzjazmem, jak, mówiąc szczerze, powinnam. Pamiętam moje zachwyty nad debiutem Krzysztofa Bochusa i równie dobrze rozczarowanie po przeczytaniu drugiej książki z serii. Ale spokojnie, mam zamiar zabrać się za kolejne tomy, i wtedy przyjdzie czas na zachwyty (albo i nie).
Intryga „Glatz” jest bardzo dobrze skonstruowana. Dramaturgia nie siada, nie ma zagrywek w stylu „zabili go i uciekł”, żadnych podpowiedzi pan Bóg nie zsyła z nieba. Wszystko gra.
W Kłodzku dochodzi do serii morderstw, które muszą być jakoś ze sobą powiązane. Autor umiejętnie zwodzi czytelnika, podobnie jak przestępcy kierują śledczych na fałszywe tory. Wszystkie wątki dopięte są na ostatni guzik, wszystkie potrzebne i wszystkie się łączą w zakończeniu. Domniemane motywy zbrodni są dosyć klasyczne (pojawiają się i Żydzi, i masoni i początkujący naziści, a nawet pederaści), więc znów można by się czepiać, ale cóż, to tematy po prostu bardzo symptomatyczne dla opisywanych czasów (z wyjątkiem pederastów), więc chwała autorowi, że przynajmniej przyłożył się do dokumentacji niezwykle solidnie. Duszyński dzieli się jednak swą rozległą wiedzą z czytelnikiem w tak subtelny sposób, że nie mamy wrażenia, że przynudza albo, że zapomniał, że pisze powieść gatunkową. To przede wszystkim rasowy kryminał – bez dwóch zdań.
Bardzo ciekawe są też wszystkie występujące w książce postaci: nie tylko główny detektyw – kapitan wywiadu Wilhelm Klein, ale również jego współpracownicy i inne postaci drugoplanowe. Kapitan Klein ma również swoją własną tajemnicę i stopniowe dochodzenie do prawdy (niecałej, bo coś jednak trzeba zostawić na kolejne tomy) jest dodatkowym atutem tej powieści.
Z wielką ciekawością będę obserwować, jak Tomasz Duszyński sobie radzi z polskim rynkiem wydawniczym.
Brzmi to bardzo bardzo zachęcająco. Marek Krajewski, do którego w tej recenzji były odniesienia, w jednym z wywiadów wspomniał, że brakuje mu pomysłów na nowe książki, czego najlepszym przykładem ,,Ludzkie ZOO,,. Tutaj autorowi, jak zdążyłem zauważyć, pomysłów i inspiracji nie brakuje ( książki jeszcze nie czytałem ). Poczekam, aż będzie dostępna w bibliotece, bo w tym roku jeszcze nic nie kupiłem...Nie tylko kryminałki czytam, ostatnio wróciłem po 30 prawie latach, do prozy Pawła Huelle, opowiadania i powieść przeczytałem ,,Śpiewaj ogrody,, i jestem zachwycony !
OdpowiedzUsuńNo właśnie, autorzy nie mają pomysłów, a wydawcy każą pisać i potem są efekty...
OdpowiedzUsuńA Huelle jest świetny, ale to zupełnie inna bajka. "Glatz" to jednak rasowy kryminał, tylko ten z naprawdę wyższej półki, taki jak lubię. Dobra zagadka, trochę rozrywki, trochę wiedzy i nie ma poczucia, że autor robi czytelnika w bambuko ;-)
Cieszy mnie, że się zgadzamy co do tej książki. Co prawda kiedy ją czytałam, byłam znacznie bardziej oczarowana Pchłą Anny Potyry, ale trzeba powiedzieć, że Duszyński to może być jedna z większych rybw naszym pisarskim bajorku.
OdpowiedzUsuńOby tylko nie zaczął pisać na akord.
UsuńHa! Może się i ja skuszę na tę "Pchłę"...
Glatz to trzecia polecana na ,,czytacz.pl. ,, pozycja do której podszedłem w ostatnim czasie. Nie zachwycił mnie ,,Kruk,, Górskiego, ale przynajmniej dobrnąłem do końca. Tego samego niestety nie mogę powiedzieć o ,,Glatz,, Duszyńskiego. Jak dla mnie to tylko komiks...bez rysunków i dymków z dynamiczną i efektowną ale tylko papierową akcją, postaciami z kolorowego co prawda ale jednak tylko papieru. Najbardziej z tej przeczytanej trójki podobał mi się ,,Czarny manuskrypt,, Bochusa, ale to przecież też tylko średniaczek. Cóż, jak to w związkach bywa, nie zaiskrzyło, ale przynajmniej próbowałem...
OdpowiedzUsuńNo to mi przykro, że nie zaiskrzyło :-(
UsuńNazywanie "Glatz" komiksem, to jednak, moim zdaniem lekka przesada. Na tle innych, polskich "komiksów" kryminalnych (Mróz, Piotrowski, Moss, Kościelny) ta książka pozytywnie się wyróżnia. Nie mogę tego powiedzieć, niestety, o drugiej części. Czytam i czytam i tylko z sentymentu do pierwszego tomu zmuszam się, żeby skończyć.
A możesz powiedzieć które polskie kryminały zrobiły na Tobie naprawdę pozytywne wrażenie? Ciekawa jestem, czy się zgodzimy ;-)
Największe wrażenie ? To chyba jeszcze Zygmunt Zeydler-Zborowski i Jerzy Edigey...ale to dawno dawno temu było. Ze współczesnych autorów na pierwszym miejscu umieściłbym kolejnego Zygmunta, Miłoszewskiego za trylogię o Szackim. Marek Krajewski, początki serii o Mocku i coś tam o Popielskim. Anna Kańtoch ,,Łaska,, , Anna Potyra ,,Pchła,, , Wojciech Piotr Kwiatek ,,Obywatel,, , świetnie napisana jest ,,Gwiazda szeryfa,, Aleksandry Borowiec, ale akurat ona pozwoliła sobie mocno zadrwić z czytelnika w finale powieści samym rozwiązaniem zagadki. Mogłem oczywiście jakąś istotną pozycję lub autora pominąć. Kościelnego, Mossa, Piotrowskiego nie czytałem, u Mroza dobrnąłem do 100 strony pierwszej powieści i poległem. Wszystkiego nie czytałem to jasne, ale zawsze się porównuje to co aktualnie czyta do tych najlepszych, a najlepsi jak dla mnie to ze współczesnych serie powieściowe, Mankella, Petera Robinsona, Petera May, Michaela Connelly, Jo Nesbo, Johana Theorina, Pierra Lemaitre i wiele wiele innych. Niektórzy mówią, że są to pozycje ,,przegadane,, , a dla mnie jest to literacka wartość dodana. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNo tak, starzy mistrzowie, to jednak starzy mistrzowie ;-)
OdpowiedzUsuńMiłoszewski w porządku, Łaska" Kańtoch też niezła, ale już "Wiara" - nieporównywalnie słabsza. Raz autorce wychodzi, raz nie wychodzi.
"Pchłę" przeczytam, to się przekonam :-)
Lemaitre'a i Connelly'ego bardzo lubię, Nesbo i Mankella doceniam, ale bez uniesień. Pozostałych dwóch nie znam, więc wszystko przede mną.
Pozdrawiam,
Rudolfina