BRATNIA DUSZA
Gdyby nie to, że uwielbiam odkrywać nowe,
literackie lądy, po przeczytaniu tej książki miałabym ochotę zakupić karton
czerwonego wina, rozpalić ogień w kominku, wtulić się w fotel, okryć wątłe
ciało kocykiem (to zimą) i nic innego nie robić, tylko czytać Camilleriego. Ten
scenariusz będzie musiał trochę poczekać, ale przynajmniej już wiem, co będę
robić na emeryturze.
Jak ja mogłam dopiero teraz odkryć Camilleriego?! Czy
autor naprawdę musiał umrzeć, żebym zwróciła na niego uwagę? Tak. Niestety, tak
się to odbyło. Chociaż na nazwisko Camilleri wpadałam od czasu do czasu, to
jednak dopiero wiadomość o śmierci autora zmobilizowała mnie do działania.
Ostatnio przydarza mi się coraz częściej, że
zaglądam do jakiejś książki i odkładam ją po przeczytaniu kilku stron, bo nie
wczuwam się w styl pisania autora (o, dzięki ci, moja aplikacjo, że nie muszę
za to płacić!). To są czasem pewnie i niezłe książki, nie tylko takie, że już
po kilku akapitach da się zwietrzyć grafomaństwo autora. Przerywam czytanie, bo
po prostu czuję, że między mną, a autorem od początku nie iskrzy. Z Camillerim
zaiskrzyło od pierwszej strony.
Co mnie uwiodło? Camilleri tak przedstawia komisarza
Montalbano, który nie może udać się na przechadzkę z powodu sztormu. „Mógł
tylko pójść pod prysznic i od razu wylądować w łóżku z książką w ręku. Łatwo to
mówić! Kiedy wybierał książkę, z którą mógłby zasypiać, dzieląc z nią łóżko i
poświęcając jej ostatnie myśli, gotów był tracić na to godzinę.”
Natychmiast wyczuwam w komisarzu bratnią duszę.
Dwa zdania dalej już wiem, że wyrafinowane, podszyte
sarkazmem poczucie humoru autora również idealnie trafia w moje gusta. „Sięgnąć
po esej historyczny mówiący o zdarzeniach ostatniego stulecia? Lepiej z tym
uważać; przy dzisiejszej modzie na rewizję poglądów można natrafić na autora,
który zechce ci wmawiać, że Hitler był w gruncie rzeczy figurą słono opłacaną
przez Żydów, aby mogli oni, dzięki jego wyczynom, stać się opłakiwanymi przez
cały świat ofiarami. Czytasz to i ponosi cię taka złość, że do rana nie możesz
zmrużyć oka”.
Jak ja dobrze to rozumiem!
Zakochuję się więc w autorze i w jego bohaterze platonicznie
(albo w bohaterze i autorze, bez znaczenia), od pierwszego wejrzenia. Zakładam
na nos różowe okulary i niech mi tylko ktoś zaprzeczy, że Camilleri wielkim
pisarzem był, to rozkrochmalę nochal na miazgę.
Rzeczywistość komisarza Montalbano i jego
współpracowników to oaza normalności we współczesnym świecie, taka trochę z
innej epoki, z czasów kiedy wszystko było lepsze i piękniejsze. Przypomina mi
świat wykreowany przez Fred Vargas w jej kryminałach. Podobna ironia, dowcip,
menażeria ludzka budząca uśmiech i sympatię. Detektyw optymistycznie patrzący
na świat, ale również kontestujący rzeczywistość kiedy trzeba, przenikliwy i
inteligentny, nie mający kłopotów z okazywaniem szacunku ludziom, z różnych
powodów usuniętym na margines życia. Mechanizm identyfikacji działa tak mocno,
że rozwiązuję zagadki niemalże wcielając się w bohatera.
Zaczęłam od zbioru opowiadań (Betsy, dzięki za
podpowiedź), żeby poznać styl pisania autora, ocenić umiejętność opowiadania
ciekawych historii i konstruowania intrygi. Camilleri mnie nie zawiódł, chociaż
przyznam szczerze, że w niektórych opowiadaniach bardziej zachwycił mnie klimat
opowieści, niż same anegdoty. Ale tak miało być i nie każdemu musi to
odpowiadać. Jeżeli szukacie w kryminałach nagłych zwrotów akcji i efektownych
cliffhangerów, to nie tutaj. Ale jeżeli potrzebujecie chwilki wytchnienia,
zadumy nad otaczającym światem, kapki uśmiechu, i nie przeszkadza wam, że to wszystko
okraszone jest niezłą zagadką kryminalną – czytajcie Camilleriego.
Na to, żeby delektować się tą czystą przyjemnością
do woli, na razie nie zasłużyłam. Będę dawkować sobie Camilleriego z umiarem, jeśli
uznam, że należy mi się nagroda.
Dzięki Ci za pomarańczki. Właśnie skończyłam (po Twojej recenzji) i jestem, podobnie jak Ty, zakochana na amen i kamienie pokutne.
OdpowiedzUsuńO, jakże mi miło!
UsuńWitaj w klubie 😉