ŻAL
Ech… a jeszcze nie tak
dawno Pérez-Reverte pisał takie fajne książki…
Dzisiaj, po lekturze „Falcó”
mogłabym właściwie skopiować moją opinię o „Dziewczynie o czterech palcach”
Marka Krajewskiego (recenzja z 7 listopada 2019). Mam wrażenie, że hiszpańskiemu autorowi, tak samo jak
naszemu, już bardzo nie chce się pisać książek i rozmienia się na drobne.
Jedynym plusem tej powieści są dobrze oddane realia czasów wojny domowej w
Hiszpanii. Wszystko inne leży.
Główny bohater – to nieudolna
kopia Jamesa Bonda, tylko w historycznym kostiumie. Nudziarz, uwodziciel,
najemnik bez charakteru, któremu wszystko jedno, czy pracuje dla czarnych czy
czerwonych, a zabić człowieka, to jak splunąć – jego losy nic mnie nie
obchodzą.
Postaci drugoplanowych, a
w szczególności mocnego przeciwnika – brak. Jest za to masę bezbarwnych bohaterów
epizodycznych, o których wiemy zbyt mało, żeby budziły jakiekolwiek emocje.
Pojawiają się, znikają, nie mają wpływu na los bohatera.
Nuda, nuda, nuda. Wątła
fabuła ciągnie się jak papier toaletowy: żadnych zwrotów akcji, cliffhangerów,
fałszywych tropów, żadnej tajemnicy, za to mnóstwo niepotrzebnych opisów, które
na rozwój fabuły nie mają żadnego wpływu, i pełno dialogów, w których rozmawia
się o niczym.
Autor, jak niedouczony
debiutant spoileruje sobie praktycznie każdą scenę. Najpierw zapowiada, co się
ma wydarzyć, a potem po kolei to opisuje. Nie ma lepszej metody, żeby zanudzić
czytelnika.
Wielkie rozczarowanie.
Szkoda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz