UPAŁ
Ta książka od początku zapowiadała
się jak kolejny przeciętniak, thriller wersja standard, gdzie wszyscy, oprócz głównej
bohaterki (łącznie z czytelnikiem) wiedzą, co tak naprawdę się stało, tylko
trzeba wyjaśnić, jak do tego doszło. Struktura też klasyczna - wątek z
przeszłości prowadzony jest równolegle i stanowi klucz do tajemnicy. O spoiler
postarał się sam wydawca, wrzucając na okładce: „Powiedzieli, że zabiła.
Odsiedziała wyrok. A jeśli kłamali?” No, moi drodzy czytelnicy, czy daliście
się nabrać na ten znak zapytania? I słusznie.
Niestety, przeciętność skończyła
się, gdy przyszło do wyjaśnienia motywów, które kierowały sprawcami. Absurdy w
zakończeniu sięgnęły takiego zenitu, że pani Blackhurst, z którą spotkałam się
po raz pierwszy, od razu dołączyła do grona autorów, których będę omijać
szerokim łukiem.
Może gdyby nie temperatura za
oknem (a w domu jeszcze gorzej) chciałoby mi się wyliczyć wszystkie bzdury, błędy
logiczne i niedorzeczności w szytej już nie grubymi nićmi, a sznurkiem konopnym
intrydze, ale nie mam siły. Wielbicielom Fitzka czy Mroza absurdy nie będą przeszkadzać,
wystarczy przecież, że akcja jakoś się toczy. Czytelnicy sceptycznie nastawieni
do twórczości obydwu tych panów, mam nadzieję uwierzą mi na słowo - czytanie
tej książki to strata czasu.
Dwója zamiast pały tylko za
wyznanie autorki w posłowiu, że inspiracją do napisania książki były jej własne
kłopoty związane z utratą tożsamości po tym, gdy została zwolniona z pracy po
porodzie. Jedynie rys psychologiczny głównej bohaterki jakoś się w tej książce
broni. Może gdyby Jenny Blackhurst napisała powieść obyczajową, nie siląc się
na wymyślanie sensacyjnych intryg, które ją przerastają, pożytek dla
czytelników byłby dużo większy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz