SZWECJA DRUGĄ
POLSKĄ
Ta książka to
kolejny dowód na to, że Szwecja jest coraz bliżej Polski. Albo Polska coraz
bliżej Szwecji, wszystko jedno, ta sama zjednoczona Europa. I tu, i tu
obowiązuje prawidłowość: jeśli jakaś pisarka kryminałów zostaje okrzyknięta
królową, to znaczy, że jak najszybciej powinna przestać pisać i skupić się na
panowaniu, bo czytelnik za moment może sobie poszukać innej królowej.
Najnowsza
powieść Camilli Läckberg sprawia wrażenie, jakby królowa zamknęła się w złotej
klatce (nomen omen), kompletnie ignorując potrzeby swoich poddanych i tracąc
związek z rzeczywistością. Zamiast pisać to, co najlepiej jej wychodzi, tym
razem postanowiła zmierzyć się z modnym gatunkiem i tematem. Niestety, na
thrillerze psychologicznym poległa z kretesem.
Thrillera w
tym wszystkim tyle, co kot napłakał, a psychologii brak. Absurd goni absurd, a autorka
popełnia klasyczne błędy raczkujących pisarzy. Tak jakby zaczynała od zera i
nigdy nie napisała wszystkich poprzednich książek. W pogoni za modą wprowadza
do książki sceny seksu, chociaż nie ma pojęcia, jak się za to zabrać: „mocniej
– stęknęła (…) – wal jak tylko możesz najmocniej”. Tak to we mnie walnęło, że teraz
leżę i stękam, próbując się pozbierać z podłogi.
Zaczyna się od
prologu, w którym już na pierwszych stronach dowiadujemy się o zbrodni. Tego
typu sztuczki stosuje się w kryminałach w dwóch wypadkach: kiedy najpierw musi paść
trup, bo dalej akcja się tak ślimaczy, że inaczej, bez tej zachęty czytelnik by
nie zdzierżył i dawno przestał czytać, albo kiedy prolog jest zmyłą i ma
wprowadzić czytelnika na fałszywy trop. W „Złotej klatce” mamy do czynienia z
obydwoma przypadkami. Policjantka wyraża się tak: „(…) na tym etapie wszystko
wskazuje na to, że pani były mąż Jack zabił waszą córkę”. Łapiesz, drogi
czytelniku, co tu zostało powiedziane? Bardzo nieudolna ta manipulacja.
Dalej, przez
połowę książki nic się nie dzieje. Obserwujemy przygody nimfomanki, do której
nie czujemy ani grama sympatii, jej spotkania typu ple, ple, ple z
psiapsiółkami tak bogatymi, że aż budzą obrzydzenie. Śledzimy losy kobiety,
która nic a nic nas nie obchodzi. Dlaczego nie? Bo bardzo szybko się orientujemy,
że to nie jest prawdziwa kobieta. To jest produkt stworzony na potrzeby
wyimaginowanego czytelnika (a raczej czytelniczki), który w założeniu autorki nie
jest zbyt bystry i nie zorientuje się, że Faye to wydmuszka. Nigdy nie uwierzę
w postać, która w młodości jest dynamiczna, przebojowa, przebiegła i
błyskotliwa, wie, czego chce, potrafi zmienić środowisko, zaadaptować się w
nowym i jest zdolna do wszystkiego, a chwilę potem zamienia się w kurę domową,
która nie zdaje sobie sprawy, że mąż ją zdradza (przez kilka lat!) i nie
potrafi zadbać o swoje interesy, pozwala się zostawić po rozwodzie bez grosza
przy duszy i błaga męża, żeby nie odchodził.
Gdy dowiaduję
się w jednej trzeciej książki, jaki los spotyka poprzedniego chłopaka
bohaterki, nie mam co do tej postaci żadnych wątpliwości i tym bardziej nie
wierzę, że dała się tak wykiwać mężowi. Domyślam się, o co w tym wszystkim
chodzi i czytam do końca tylko po to, by upewnić się, że się nie pomyliłam.
Intryga tej
książki jest szyta bardzo grubymi nićmi. Wprawdzie z głębokim trudem, ale jednak
potrafiłabym uwierzyć, że bohaterka przy dużym szczęściu, zaczynając kompletnie
od zera, w ciągu trzech lat mogłaby zarobić grube miliony, ale inne propozycje
fabularne są nie do przyjęcia. Autorka próbuje przekonać nas, że policjanci w
Szwecji to idioci, którzy nie zorientują się, że dwie identyczne historie, w
które zamieszana jest ta sama osoba mają coś ze sobą wspólnego. Albo, że łebski
facet, który z łatwością doszedł do fortuny nie zorientuje się, że jedyną osobą,
która mogła sprzedać kompromitujące go informacje jest jego żona. Bzdury i
nielogiczności można by jeszcze długo wyliczać, ale po co?
Bardzo mi żal,
że Camilla Läckberg popełniła coś takiego. To kompletna kompromitacja, której
porządny agent albo wydawca nie powinien przepuścić w takiej formie. Wystarczyło
zwrócić uwagę i poprosić o zmiany. Ktoś przepuścił, nie poprosił. Biznes przede
wszystkim. Läckberg i tak się sprzeda, a że się skompromituje? Może zasłużyła?
Oto kolejny
dowód na to, że nie ma żadnej różnicy między Polską i Szwecją. Wcale mnie to
nie cieszy.
Tagi: Camilla Läckberg „Złota klatka”, Camilla Läckberg „Złota klatka” opinie, Camilla Läckberg „Złota klatka” recenzja, królowa kryminału
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz