MISS HENIA
Odkąd pokochałam pannę Marple mam
słabość do detektywek na emeryturze.
Z Agatą Christie próbowało
mierzyć się wielu autorów, ale mało któremu udało się wyjść z tego pojedynku
przynajmniej remisując. Nic więc dziwnego, że i „Pani Henryka” nie dorównuje
pierwowzorowi. Niestety, porównań nie da się uniknąć, no chyba, że ktoś nigdy w
życiu nie słyszał o miss Marple. Niepozorna staruszka w roli detektywa – to owszem,
było odkrywcze osiemdziesiąt lat temu. Za wtórność bohaterki zabieram więc jedną
gwiazdkę. Drugą - za język i zaniedbania dotyczące realiów pracy policji.
Sama książka swoje zalety jednak
ma. Intryga jest zręcznie poprowadzona, akcja nie siada, nie ma niepotrzebnego
gadulstwa, bardzo dobrze zarysowane postaci bohaterów - jest ich nie za dużo i
nie za mało, wszyscy mają coś do ukrycia, więc wszyscy są podejrzani. Motyw
zbrodni trochę na wyrost, nie bardzo wierzę, że można zabić z takiego powodu,
ale przynajmniej zaskakuje, więc plusy i minusy równoważą się.
Panią Henrykę da się polubić,
chociaż mnie osobiście trochę martwi, że jest taka „oczywiście oczywista”. Brakuje
mi w niej jakiejś nuty szaleństwa, drobnych przywar, albo pasji, które by tę
postać ubarwiły. Jeśli autorka planuje kontynuację przygód pani Orłowskiej, to
jeszcze jest szansa, żeby nad tym popracować.
Jest również nadzieja, że wydawnictwo
przy okazji kolejnej powieści autorki zainwestuje w pracowitszego redaktora. A
może sama autorka nabierze wprawy i wyeliminuje nieporadności językowe i uwierającą
momentami toporność stylu. O swojej głównej bohaterce, znanej z imienia i
nazwiska, narratorowi naprawdę nie wypada wyrażać się per „kobieta”. To brzmi
obcesowo.
Sugerowałabym również zaprzyjaźnić
się z jakimś policjantem i przepytać go, jak dzisiaj wygląda praca w policji,
kiedy w grę wchodzi zabójstwo. Żartobliwa forma nie usprawiedliwia ignorancji.
Można też poczytać autorów, którzy ten temat mają świetnie zdokumentowany, albo
zapytać wujka Googla, albo zafundować sobie jakiś kurs z technik kryminalistyki.
Rozumiem, że autorka mogła nie słyszeć, że w dzisiejszych czasach policjanci
zajmują się czymś takim, jak zabezpieczanie śladów biologicznych, ale to, że od
ponad dwudziestu lat w polskiej policji nie funkcjonuje stopień kapitana, to
już naprawdę, pisząc kryminał, wypadałoby wiedzieć.
Chętnie przeczytam kolejne
przygody pani Henryki, aby się przekonać, czy autorce udało się wyeliminować
wpadki i poczynić jakieś postępy warsztatowe. Jeśli nie, to pozostanie mi już tylko
miss Marple.
Tagi: Katarzyna Gurnard "Pani Henryka i morderstwo w pensjonacie", Gurnard "Pani Henryka" opinie, Gurnard "Pani Henryka" recenzja, Miss Marple
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz