VOTUM SEPARATUM
Pierwszy raz trafiłam na powieść Ryszarda Ćwirleja kilka lat
temu i pamiętam tylko, że nieźle były odwzorowane realia lat 80-tych, a poza
tym, strasznie się wynudziłam.
Nie zapałałam chęcią sięgnięcia po kolejne książki autora,
ale w tym roku Ryszard Ćwirlej otrzymał przecież Nagrodę Wielkiego Kalibru. No
i jak ta mucha poleciałam na lep. I znów wynudziłam się okrutnie, ale tym razem
postanowiłam zanalizować przyczyny.
Dlaczego więc Ćwirlej przynudza? Ponieważ kompletnie nie
posiada umiejętności zaskakiwania czytelnika. Najpoważniejszy błąd polega na
tym, że autor najpierw zdradza, co się wydarza, a potem tłumaczy, jak do tego
doszło. Jeżeli wiemy, że trup został utopiony w rzece, to potem naprawdę nie
musimy przez cały rozdział poznawać losów flisaka i zgłębiać, na czym polega
jego trudna praca, bo przecież i tak wiadomo, że ta epizodyczna postać pojawiła
się tylko po to, żeby wyłowić zwłoki.
Kiedy mniej więcej w jednej trzeciej książki dowiadujemy się
jaki jest motyw zbrodni (wspomnienie postrzelonej kobiety), ja wiem już w
zasadzie wszystko (ale może za dużo czytam kryminałów), więc naprawdę trudno mi
wykrzesać w sobie jakąś ciekawość, która pozwoliłaby bez bólu dotrwać do końca.
Drugi wątek dotyczący zamachu na Hitlera, tuż przed jego
dojściem do władzy, z oczywistych powodów zaskoczyć nie może. No więc czytamy,
jak się ci komuniści męczą i nieudolnie kombinują, ale przecież przez cały czas
nie mamy wątpliwości, że im się nie uda. No, chyba, że ktoś przespał w szkole wszystkie
lekcje historii.
O tym, że o faktach historycznych, które wszyscy znają można
pisać z dreszczykiem dowodzi przykład „Monachium” Roberta Harrisa (patrz: recenzja
z kwietnia). Tam, chociaż dobrze wiemy, że konferencja w Monachium nie uratuje
świata, przez cały czas wierzymy, że to się może udać. W powodzenie zamachu na
Hitlera według Ćwirleja nie uwierzyłby nawet ktoś, kto wierzy w UFO.
Kolejny powód, dla którego „Tylko umarli wiedzą” czyta się
bez żadnych emocji, to brak jednego, głównego bohatera, któremu moglibyśmy
towarzyszyć w śledztwie, przejmować się jego losami, kibicować. Postaci
pierwszoplanowych jest tak wiele, że żadnej z nich nie mamy okazji poznać na
tyle dobrze, aby mogła nas w jakikolwiek sposób obchodzić. Niemiecki policjant
starszy, niemiecki policjant młodszy, polski policjant, polski kasiarz –
czytelniku wybierz sobie bohatera.
Wątek wywiadowczy również kompletnie nie przekonuje. Oficer
wywiadu wysokiego szczebla, zlecający tak ważną misję kompletnie nie ma pojęcia
o sytuacji politycznej w Polsce i Niemczech, natomiast jego podwładny z
prowincji albo ma zdolności jasnowidza, albo może podróżować w czasie, bo potrafi
przewidzieć wszystko, co stanie się, gdy tylko Hitler dojdzie do władzy.
Trochę mnie martwi, a nawet przeraża, że tak słaba książka
otrzymuje tak ważną w świecie powieści kryminalnych nagrodę. Nie wiem, czemu to
można przypisać i nawet nie chciałabym wiedzieć. Wiem natomiast, że po kolejną
książkę Ryszarda Ćwirleja nie sięgnę na pewno. Autor, który został utwierdzony
w swojej wielkości tak prestiżową nagrodą nie będzie przecież zainteresowany
rozwijaniem swojego warsztatu. W tym, że pisze dobrze utwierdzają go również
czytelnicy (czego akurat zupełnie nie rozumiem), przyznając od czasu do czasu
swoje nagrody na różnych festiwalach i dodając plusy na różnych portalach. Moje
votum separatum nie przekona przecież nikogo.
Tagi: Ryszard Ćwirlej "Tylko umarli wiedzą", Ćwirlej Tylko umarli wiedzą recenzja, Tylko umarli wiedzą opinie, Nagroda Wielkiego Kalibru 2018
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz