DYRDYMAŁY
Nie wierzę w duchy. No przykro mi.
Jeżeli wierzycie, że tamci z zaświatów (jeśli są) przychodzą
do nas i potrafią przesuwać przedmioty, wzniecać pożary, budować pomniki,
zostawiać mokre ślady na dębowym parkiecie, porywać dzieci, zsyłać pioruny, mordować
ludzi i wpływać na nasze życie – proszę bardzo, wasza sprawa. Być może wtedy,
czytając tę książkę nie ogarnie was wkurw [uwaga, wszystkich urażonych powyższym
określeniem informuję, że słowo to zostało niedawno usankcjonowane przez
poczytny portal literacki poprzez opublikowanie uwag pewnego poczytnego pisarza
na temat książek innego poczytnego pisarza].
Jeżeli wierzycie w duchy (a przecież można), albo
przynajmniej wam nie przeszkadzają, czytając tę książkę poczujecie tylko
zwyczajną irytację, z kilku powodów:
że zostaliście nabici w butelkę, bo sięgnęliście po
„Oszpicyn” z powodu nominacji tej książki do Nagrody Wielkiego Kalibru, czyli
najlepszej polskiej powieści kryminalnej, a choć trupów tam wiele, to kryminału
tyle, co kot napłakał;
że autor tak sprawnie posługuje się językiem, a marnuje swój
talent na opisywanie miazmatów;
że tak dobrze się to zaczyna, a potem ciągnie, i ciągnie, i
ciągnie, i w kółko to samo, i to samo, i to samo, i macie nadzieję, nadzieję,
nadzieję, że może wreszcie pojawi się coś normalnego, a tam tylko te duchy, te
duchy, te duchy…stop;
że autor sam deprecjonuje swojego bohatera przydając mu rys
choroby psychicznej (nawet jeśli jest to tylko ironia), przez co deprecjonuje również
czytelnika, każąc mu wierzyć w wyznania wariata;
że tak ważny, naprawdę ważny temat i dziś znowu bardzo na
czasie – odpowiedzialność Polaków za śmierć Żydów w czasie wojny – został utopiony
w stercie dyrdymałów o duchach i przez to schodzi na trzeci plan;
że tak kapitalna historia – próba uratowania kilkorga
żydowskich dzieci od zagłady, która mogłaby być kanwą samodzielnej powieści na
miarę (tu wstawcie swojego ulubionego autora), ginie w gąszczu niepotrzebnych
szczegółów i pojawia się dopiero w trzeciej części powieści, do której wielu
czytelników już nie dotrze, bo nie uda im się przebrnąć przez dwie pierwsze
części.
Przebrnęłam dla was przez całość. Największemu wrogowi tego
nie życzę.
Tagi: Krzysztof Zajas "Oszpicyn", Zajas Oszpicyn, Zajas Oszpicyn recenzja, Zajas Oszpicyn opinie, Oświęcim duchy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz