ROSJA CZYLI SZWECJA
Nazwiska autorów
„Handlarza z Omska” odnotowuję tylko dlatego, żeby pamiętać o tym, aby już do
nich nie wracać.
Książka jest pod
każdym względem przeciętna. Śledztwo toczy się ślamazarnie, temat zgrany,
żadnych zwrotów akcji, nachalne przesłanie, zakończenie do bólu przewidywalne –
przecież każde dziecko wie, kto tak naprawdę musi stać za nielegalnym handlem
bronią w Rosji. Ot, taki sobie kryminał klasy B, nie wiadomo po co tłumaczony
na polski, może w pakiecie było taniej. Przekonanie wydawców, że w Polsce jest
literacka pustynia i każdy Szwed się sprzeda chyba jednak nie przynosi dobrych
wyników biznesowych.
W tej książce
najgorsze jest jednak to, że para Szwedów bierze się za opisywanie rosyjskiej
rzeczywistości i robi to tak, jakby Rosja niczym się nie różniła od reszty
Europy. To nic, że spędzili tam parę lat, skoro niczego się nie nauczyli. Akcja
tej powieści mogłaby się toczyć wszędzie. Zawsze będą dobrzy i źli policjanci,
korupcja na szczytach władzy, konflikty w rodzinie. Obserwowanie rosyjskich
realiów ze stołka w zachodniej ambasadzie lub z perspektywy bossów zachodnich korporacji
siłą rzeczy nakłada klapki na oczy. O Rosji powinni pisać albo Rosjanie, albo
ludzie, którzy potrafią patrzeć. Autorzy nie należą ani do jednych ani do
drugich. Szkoda czasu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz