BAJKA O ŻELAZNYM
WILKU
Ta książka to
żaden kryminał, ale jest tak fajna, że nie mogłam się nią z wami nie podzielić.
Chociaż mi ją zarekomendowało wiarygodne źródło, długo ociągałam się z lekturą.
Tematy militarne raczej mało mnie interesują. Sezon urlopowy skłania jednak do
nadrabiania zaległości. Kiedy już się zebrałam, pochłonęłam książkę za jednym
przysiadem, zaśmiewając się momentami do łez. Czyta się ją lekko i przyjemnie, nie
można się oderwać, chociaż nie ma zwrotów akcji i zagadki do rozwiązania.
To książka,
niestety, nie dla wszystkich. Dzisiejsze pokolenie raczej niewiele z niej nie
zrozumie. To opowieść o czasach, kiedy młodym chłopcom państwo zabierało rok,
dwa, a nawet trzy lata najpiękniejszej młodości, żeby ich zamknąć, jak w
więzieniu w celu, jak się to mówiło „odbycia zasadniczej służby wojskowej”. Z
punktu widzenia dzisiejszego nastolatka sytuacje opisane w książce są tak
absurdalne, że nie miały prawa się wydarzyć, to taka bajka o żelaznym wilku. A
jednak – tak było. Czytając te okraszone czarnym humorem opowieści nie wyczuwa
się ani krztyny fałszu. To jest po prostu część naszej wstydliwej historii.
Jeśli ktoś
jednak choć skrawkiem świadomego życia otarł się o komunę, doskonale wczuje się
we wszystkie niuanse, odczuwając przyjemność w doszukiwaniu się związków z
twórczością Stanisława Barei, przypominając sobie przygody dobrego wojaka
Szwejka, a nawet dostrzegając powiązania ze słynnym „Akwarium” Suworowa. Armie we
wszystkich demoludach konkurowały ze sobą, jeśli chodzi o wyczucie absurdu i
nasze ludowe wojsko wcale nie zajmowało w tej konkurencji najwyższego miejsca.
Warto się czasem
skusić na rekomendację z wiarygodnego źródła. Mam nadzieję, że ja też będę dla
was takim źródłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz