UWIERZ W DUCHA
Żeby zasiąść do
przeczytania „Tysiąca” Dagmary Andryki musicie najpierw uwierzyć w dwie rzeczy.
Po pierwsze - że w dzisiejszych czasach, gdzieś w północnej Polsce jest takie
miasteczko, w którym WSZYSCY mieszkańcy, od burmistrza po dwóch młodych gejów
prowadzących kafejkę internetową święcie wierzą w klątwę sprzed setek lat
rzuconą przez kobietę oskarżoną o czary i spaloną na stosie. Wedle klątwy
ludność miasteczka nie może przekroczyć tysiąca obywateli. Jeśli osiedli się
ktoś nowy, ktoś inny musi zginąć. Po drugie – że wzięta dziennikarka z
wielkiego miasta, pracująca w prestiżowym piśmie może sobie zniknąć na wiele
tygodni i NIKT ani NIC nie będzie jej ścigać. Jedyny telefon z poprzedniego
życia, który bohaterka odbiera, to telefon od szefa, który niczemu się nie
dziwi. Żadnych rachunków do zapłacenia, żadnych kwiatków do podlania, żadnych
monitów od przyjaciółek, które domagają się wyjścia na kawę albo aktualnego
numeru telefonu do jakiegoś ministra. Nic. Tak jakby bohaterka wcześniej żyła
samotnie jak palec albo wcześniejsze życie nie istniało i wszystko, bez żadnych
konsekwencji można rozpocząć od nowa.
Jeśli założycie
z góry, że taka sytuacja jest możliwa, może nawet będziecie mieć z lektury
jakąś satysfakcję. Wątek zagadkowych śmierci w miasteczku, regulujących
populację do tytułowego tysiąca został w końcu dość sensownie wyjaśniony. Jeśli
jednak, tak jak ja dojdziecie do wniosku, że opisany wyżej punkt wyjścia jest
tak nierzeczywisty, że nadawałby się raczej do powieści w stylu fantasy,
zakończycie lekturę z przekonaniem, że motywacją do przeczytania kryminału nie
powinna być ciekawość, czy autorowi uda się jakoś wybrnąć z galimatiasu, który
sam sobie zgotował na własne życzenie, tylko chęć rozwiązania pasjonującej
zagadki.
Zagadka może i
pasjonująca, tylko pod warunkiem, że się wierzy w duchy. Jeśli wierzycie – czytajcie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz