ŚMIERĆ (Z NUDÓW) W BRESLAU
Telewizor
włączam mniej więcej raz w tygodniu. Ostatnio przydarzyło mi się to we wtorek.
Trafiłam na „Wiadomości”. Spokojnie, nie będzie o polityce.
Główne,
wieczorne wydanie informacyjnego programu zaskoczyło mnie zapowiedzią nowego,
kryminalnego serialu TVP. W czasach, gdy jeszcze oglądałam telewizję częściej
zwiastuny programów i filmów pojawiały się, owszem, przed i po „Wiadomościach”,
ale żeby informacja o emisji nowego serialu była newsem dnia? Podejrzane.
Zaintrygowana
taką formą promocji zaraz sprawdziłam, kto za tym stoi. Najpierw strona
literacka – to najważniejsze. Aż czterech scenarzystów podpisało się pod
pierwszym odcinkiem! Niedobrze. To jasne, że seriale pisze się wspólnie, ale dotyczy
to raczej tasiemcowych telenoweli. Kiedy, tak jak w przypadku kryminałów,
odcinek ma być zamkniętą całością, dobrze jeśli odpowiedzialność za
poprowadzoną intrygę ponosi jedna, góra dwie osoby. Wśród czterech nazwisk
znalazłam jednak Waldemara Krzystka, który jako scenarzysta nigdy nie zawiódł.
No dobrze, zaryzykuję. Obejrzałam.
Ryzyko
opłaciło się pod tym względem, że już więcej nie popełnię dwóch błędów: nie dam
się zwieść reklamie w „Wiadomościach” i nie obejrzę kolejnego odcinka „Komisji
morderstw”. Jeżeli pierwszy odcinek, który ma przecież zachęcić do oglądania
całości jest tak zły, że aż chce mi się płakać i wspominać z rozrzewnieniem
porucznika Borewicza, to jakie mogą być następne?
Najbardziej
kuleje, oczywiście, scenariusz (a było zaufać intuicji!). Zero suspensu, zero
akcji, o przebiegu śledztwa dowiadujemy się z dialogów bohaterów, drętwych jak
przemówienie najnudniejszego dyrektora na rozpoczęcie szkolnego roku.
Tautologiczne retrospekcje, w których nie dość, że widzimy, w
pseudoartystycznych, wirujących kadrach co się dzieje, to dodatkowo głos z offu
jeszcze tłumaczy, co autor chciał powiedzieć – to robienie z widza idioty.
Aktorzy
(dobrzy aktorzy!) snują się po ekranie jak mumie, nie wiadomo po co, wyraźnie
zażenowani, że muszą wygłaszać takie drewniane kwestie. Reżyser, doświadczony
na planie „Klanu” wyraźnie im nie powiedział, kogo mają zagrać. W „Klanie” nie
musi, tam od kilkunastu lat aktorzy wiedzą, kogo grają. Tutaj wypadałoby
udzielić wskazówek trochę bardziej rozbudowanych niż: „niech pani przejdzie od
drzwi do okna i powie, co tam pani ma w scenariuszu napisane”. A tak to właśnie
wygląda, z punktu widzenia tego gościa, co siedzi przed telewizorem i patrzy.
Żal mi
Małgorzaty Buczkowskiej i Krzysztofa Pieczyńskiego, że muszą swoimi twarzami
firmować tak nieudolną, pod każdym względem produkcję. Szkoda województwa
dolnośląskiego, które wydało na tę produkcję kasę, tylko po to, żeby Wrocław
był co chwila nazywany Breslau.
Pamiętam
Buczkowską z drugoplanowej roli w serialu „Prokurator”. Grała niewidomą
dziennikarkę i była świetna, bo przynajmniej wiedziała kogo grała. Ale to inny
serial, inny scenarzysta, inny reżyser, chociaż stacja ta sama. Nawet w
telewizji publicznej potrafią, jeśli chcą. Tym razem widocznie nie chcieli.
Szkoda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz