BZDURY W DOBREJ MASCE
Pyskata
prawniczka i jej średnio rozgarnięty aplikant – to na tle innych bohaterów
polskich powieści kryminalnych dość barwny, choć momentami irytujący duet. Na
tyle jednak intrygujący, żeby dać się wciągnąć ich historię i z dużym
zaciekawieniem oczekiwać, jak to się wszystko zakończy. I to jest, niestety, w
tym wszystkim najgorsze.
Ten mój
problem z autorem pojawił się już wcześniej, po lekturze „Ekspozycji” –
zostałam profesjonalnie złapana dość wartko prowadzoną narracją, a kiedy doszło
do wyjaśnienia o co właściwie chodzi – umiejętnie do tej pory nadmuchiwany
balon pękł. O ile jednak w przypadku przygód komisarza Forsta poziom absurdu
sięgnął zenitu, to tu obserwujemy zjawisko trochę odwrotne. Perypetie głównych śledczych
- prawników zdają się być mocno osadzone w realiach, a ja, jako prawniczy laik,
odnoszę wrażenie, że autor porusza się po rejonach, które dobrze zna. Być może
prawnicy procesowi natychmiast by mnie z błędu wyprowadzili, ale nie o to
chodzi. To w końcu fikcja literacka, pewna dowolność w granicach
prawdopodobieństwa jest uzasadniona, szczególnie, kiedy dla dobra akcji trzeba
skrócić okresy między rozprawami. Oczywiście można by się czepiać, że sędzia
nigdy nie zwróci się do obrońcy po nazwisku, ani nie powie „pani adwokat”, a
adwokat nie wyrazi się o kobiecie sędzi - „sędzina”, ale to raczej uwaga do
redaktora, którego pewnie powieść tak wciągnęła, że czytał nieuważnie, albo za
bardzo zaufał autorowi.
Ale, wracając
do clou – o ile, mniej czy bardziej zmanipulowana przez autora, potrafię zaakceptować
dwójkę głównych bohaterów, to zupełnie mnie nie przekonuje opowiedziana
historia. Przez cały czas miałam nadzieję, że te wszystkie uniki doprowadzą do
jakiegoś spektakularnego rozwiązania. A tymczasem motywacja oskarżonego, który
w zakończeniu tłumaczy się dlaczego zrobił to, co zrobił jest kompletnie
niewiarygodna. Co? Jeden z najbogatszych Polaków tak się zachowuje? Facet,
który doszedł do takiej fortuny ma skrupuły jak sklepowa z mięsnego oglądająca
tureckie telenowele? Nie potrafi się pozbierać i od początku powiedzieć - nie,
kiedy widzi, że wszyscy wokół go oszukują i próbują wrobić? Nie chce nawet
przedstawić własnej wersji wydarzeń? Bzdura.
Do tego końcowe zagranie pani mecenas. Przez cały
czas autor przekonywał nas, że Chyłka nie jest typem samobójcy, a zachowała się
tak, jakby była. Kim więc jest – kamikadze czy idiotką? Kolejna bzdura.
I to jest mój
największy zarzut do autora – opowiadanie bzdur w taki sposób, że sprawiają
wrażenie prawdy.
Nie wiem czy
jeszcze raz pozwolę się zmanipulować Mrozowi.
Ja się skusiłam na "W cieniu prawa" i widzę, że w innych pozycjach Mroza występują te same motywy. Rozdmuchiwanie tajemnicy do granic absurdu, a później wmawianie czytelnikowi, że błaha sprawa wymagała takiej konspiracji :/ Byłam mocno zawiedziona jego twórczością. A kwestie procesowe i pojęcia prawne powinny być autorowi znane, skoro jest doktorem prawa. Dla niejednego edytora czy redaktora to pojęcia zupełnie obce, ale skoro książkę pisze specjalista, to błędy rażą jeszcze bardziej. :/
OdpowiedzUsuńRemigiusza Mroza już skreśliłam z listy autorów "do czytania". Satysfakcji z lektury żadnej, a pastwienie się nad nieudolnym autorem, który nie wyciąga żadnych wniosków z negatywnych recenzji szybko się nudzi. Szkoda, że inni tego nie widzą :-)
OdpowiedzUsuńNie ma co wyciągać wniosków, bo pozytywnych opinii jest przeważająca większość (!), zatem ta grafomania się sprzedaje. Oby nie wydał na głupoty ;)
Usuń